PICTORIBUS-ATQUE-POETIS
QUODLIBET-AUDENDI-SEMPER
FUIT-AEQUA-POTESTAS

QUINTUS HORATIUS FLACCUS

DIALOGUE-------DIARY-------E-PRUS-------ESSAY-------PHILOSOPHE-------POEMS1

YOU TRANSLATE

6 grudnia 2007

Wierzeje kany

na język cisną się słowa
które nie śmiem wymówić
nie teraz czy jutro ni później
na weselu ślepcy kulawi chromi
oniemiali od ognia a z boku muzykanci
skupieni nad rysunkiem instrumentów

poprzez zasłony płynie głos
podłoga w wosku w opadającym wolno pyle
w krótkim brzmieniu niknie przed nami
dzbany naczynia blachy drżą
coś urabia to zaklęcie gruntuje omroczenie
sypie się tynk na ścianach rośnie czerń

obrus twardo przylega do desek
nie patrzmy więc na suchy wianek
znak weselnego kręgu
godzina powraca do początku zegar
szeleści... godzina wraca

26 listopada 2007

Kraj

znasz czas wiatr przepędza chmury
w skupieniu oczyszcza. tam na początku
wielu dróg zatrzymaj się aż chwila
kruk zapuka.
ukrywajmy się raczej w przetrzebionym lesie.
to wszystko jedno kruk dzięcioł słowik
w naszych ogrodach samotnych. czy też na rozstajach
poznamy właściwy kierunek.

nie powiesz przejdzie tędy gęsty i przezroczysty.
lekki. najcięższy z tej innej strony. pod płaszczem
więc ukryjmy śpiew słowika. całą tę rupieciarnię
opowieści marion de france maulany. książę
kamiennych godzin. żebraku od skrzydeł dymu.
ty pożądanie by najpierw wybić oko potem słuch...

nie widzieć nie słyszeć. nic tylko serce...

24 listopada 2007

Epist. II, posłowie

długo naprawdę długo
na początku ojczyzna czyli język
dokładnie kiedy nie da się przewidzieć
dzień narodzin muzy lecz nim to się zdarzy
odrzucają brudne ulice chaos spraw
nieznośni ludzie takich ulic spraw ludzi
w rzeczywistości nie ma choć to co mówię
nie jest tylko konwencją między tobą a mną
długo naprawdę długo czekamy aż przyjdzie
właściwa postać ojczyzny język okaże się
narzędziem dłutem do reliefu czyli to
co dzień ukrywa przed nami ślad refleksów
nie przechodzi ukradkiem obok

16 listopada 2007

Blink's cafe

po przedstawieniu wyszedłem do kawiarni
zamglone szyby gazety z poprzedniej epoki
solidny zapach drukarskiej farby komentarze
były zamieszczane pod spodem gdy na stoliku
pojawił się czajnik z herbatą a potem ciasta
likier zapytałem głośno czy tu wolno palić

tak tu wszystko wolno czynić zgodnie z regułą
wie pan niewielu mamy kontynuatorów
powiedzmy oględnie zatrzymanego czasu
morskiej zieleni a także szmaragdowego
w grubym szkle ciętego kieliszka kto byłby
wędrowcem poszukiwaczem kto by zechciał

miałem więc wrażenie powinienem często
tu zaglądać wreszcie dokładnie przeczytać
tytuły i informacje czy dowiedzieć się więcej
o aktorach... tej samej przecież sceny
lecz jakby bliżej esencji przejawiającego się dna
poza witryną kawiarni... przedstawienie

18 października 2007

Bastiony

pozostaje zatem ująć przyczyny i skutek
ale co z logiką czy znakiem reguły
nieoznaczonej

przy tym nie da się ukryć
charakterystycznego braku zasad
więc upadło imperium ciągi dobrych chęci
sklepy marzeń tumany piasku nawarstwianie się
śmieci

procurator trybun consul jeszcze trwają
za sprawą dobrze urabianego tłumu

przechodniu powiedz Sparcie że to trwały
accentus acutus

6 października 2007

Poczekalnia

gdy opuszczam miejsce jest wrażenie
że kogoś trzeba pożegnać kto by to nie był
odbicie w lustrze napotkany krąg zawieszonych spraw
przerwaną linię rzeczy to nawet trudno tłumaczyć
taki moment trzeba zostawić tę konstelację
tytuły gazet gadające głowy umowne rzeki
to dobrze iż zdarzyła się okazja podsunięte krzesło

chcę się uwolnić kogoś pożegnać lub powitać
ostatni schemat gestów złamane słowo
mogło być w zasadzie inaczej teraz siadam
po papierosa

jutro rzucę i to w przestronnym kraju

18 września 2007

Brama na Górze Zamkowej w Będzinie

to był moment powrotu nie mogliśmy
już dłużej czekać przez cały dzień padał deszcz
mokre ławki w parku wiatr i zimno ale czy dlatego
wracaliśmy nie szukając pretekstu może właśnie
w trakcie oczekiwania spełniło się nasze marzenie
obok zwykłej ulicy obok nieudanej architektury
czy wobec zgubnej perspektywy i proporcji
źle przełamanego koloru tak prosto z tuby
upłynęło tyle czasu nie usiadłem na ławce
nie było przerwy na papierosa na jakąś myśl
refleksję która przejaśnia a ty ukryłeś za spokojem
twarzy chcieliśmy przebiec przez starą sypiącą się bramę
na kirkut mówisz że teraz odnowili przebiec pod łukiem
bramy odpowiadam nie powrócę tam pamiętasz
chcieliśmy tak szybko przebiec...

28 czerwca 2007

Dzień przejaśnień

poprzez meandry dni
fale oceanu rzuciły na brzeg kraju
z proporcem amarantowo-białym
który właśnie doświadczał najazdu
hordy ze wschodu żelaznej pięści
golema wielu skrzywionych spojrzeń
potwornej maski kto wie może był to
duch ojca Hamleta a nawet postać
z głębin czasu władcy który nie chciał
opuścić twierdzy na skałach Achai
tu mścił się bezkarnie w swojej ojczyźnie
byłby rozpoznany
przyznaję mogłem wyjść na inny brzeg
patrzeć na brzask ponad wirem
lecz jeśli tu... proporzec na tle nieba
się rozwinie

25 czerwca 2007

Ślad Gaii

szum który nie określisz
nie pozwala tkać słów
by wieść mogły odebrać
ulotna z jakich spojrzeń
powinna na skrzydłach
czy rozpoznajesz który idzie
czy wsłuchałeś się drżenie
roztopiony ślad złoto
umyka
dłoń ukrywa ten żar w głębi
dlatego przychodzi powiew
rozchylenie
ułamek spojrzenia w siebie
by przyjąć arche

23 czerwca 2007

Jesienin - archipelag końca

nerwowość Jesienina futurystyczne wybryki
mylą cenzora
cenzorem jest fotograf reporter oko tłumu
primo Jesienin wita się albo żegna
wymachując browlingiem
kto dostrzega te ruchy u chłopca
w latopisie przed potopem nie wątpi
czy Jesienin zdąży przed odlotem czy zaraz
po lądowaniu...

Ulisses więc najpierw zabijał zalotników żony
córki Lakonii i bolesnej Itake
Jesienin ruszy w mróz czasów z kołysanką
zatem kogo z błędem wiążą teatralne gesty
procuratorem stał się ruch prosty rytm
skandowanie i znalazły się dowody
śnieg wchłaniał krew jak dzbany wino
na symposion...

naprzeciw więc szybko nadchodzi Adonis
z czerwonym wulkanem
zmiażdżonymi ustami wobec ściany wody
zatrzymanej jeszcze

21 czerwca 2007

Apostata, koniec imperium

aphierono ston - Apostate

na studiach jako tworzywo pracy chciałem
wybrać epistolae wycinki z epok ludzi piszących
znad krawędzi
po latach dopiero sięgnąłem po zbiór listów Juliana
Apostaty w misterium pasyjnym gdy zatrzymałem się
między stacjami
ukrzyżowaniem a zmartwychwstaniem

nie wiem nie mija czas pierwocin
wciąż słyszę kroki w podziemiach spieszne
skrzypnięcie pióra natłok oceanu piasek usuwający się
spod stóp
Apostata wybiega z namiotu a potem nadchodzi
śmierć

nie wiem czy do imperium przed naszymi oknami
ta wieść przyjdzie w porę

Stis spudes san usia tes ergasias...

19 czerwca 2007

Gałązka głogu

są te dni niby teraz rozłożone zegar odmierza
wiele czynności by nie liczyć nie obserwować
biegu gdy przychodzi więc klarowny zamysł

dni umykają w przeszłość jakby przeszłość
była otwarta a zarazem zabierała do siebie
wyrywała z rąk są te dni refleksem światła
jesieni której nie przeżyłem lub odległej krainy
lata gdzieś na turniach polach i łąkach przed
skałą

17 czerwca 2007

Rzecz anarchii

wyjechać ostatecznie nikt nie broni
podjąć się rzeczy spędzać sprawy dni
na przetrzymanie wziąć konwencje
nikt nie broni
tłumaczyć się przed sobą dozwolone
wszelkie chwyty przechodzimy wiele rąk
jako instrument gdyby tak wiolonczelą
u Pablo Casalsa zatem i nam wszystkie

stroje przeraźliwy zgrzyt
nikt nie broni
opuścić gubiących się ludzi nie idąc
poza świat nie trzeba pustki ściany
relacji które nie zmieniają jak chcą
nikt nie broni
mamy otwarte konto a trzyma dystans
lecz zarazić się tylko nim sadhu
i rozdać nikt nie broni

2 czerwca 2007

Epistolae, epist. I

zmuszony jestem opuścić przylądek; przerwałem
więc poszukiwania
miejsce na mapie nieistotne; po odebranej wieści
od ciebie przekonany
wyłącznie skupię się na drodze; omijam ludne kraje
a pewności nie pozwalam przystąpić do siebie

twierdzisz, że to oczywistość każe ludziom supłać nogi
geografowie ukazywali jednostopych na rubieży
zatem widzisz jakże wymowa sylogizmu kłamcy
jątrzy i powraca
o, rzecz paradoksu; czuję w powietrzu zapach
zamorskich krajów; idę na przeciw
i nie odwracam się

1 czerwca 2007

Lethe

obok przepływają historie w oknach
mogłem być otworzyć wejść
czy wiązano tam właściwy węzeł splot
mogłem usłyszeć tę rozmowę na początku
do tej pory liście spadają z drzew
gdzie podziała się Lethe inny bieg
zdarzeń gdzie Charon i jego thea
ogłuszanie wiosłem zdzieranie obola
wycie cerbera
na dnie wciąż trwa typos
do tej pory liście spadają z drzew

30 maja 2007

Perotin, co przenosi

Perotin dobrze wiedział nadużywając
głoski su skąd płynie pieśń drży więc
skrzynia otwiera się naczynie w środku
pulsuje ogień
są podziemne rzeki uchwytne tylko
na chwilę miejsca po kolistych lotach

ptaków gdzie nie odróżnia się opadających
piór od łuków zwieńczeń przechodzenia
w mgłę
czy su to zakręt linii w przestrzeń
wystrzelona droga chórem głosów
wspinasz się po szczeblach i płynie
konstrukcja jeden dźwięk rozpala

czy widzisz skręconą trąbkę umykający
szelest brzegu

29 maja 2007

Pożegnanie Norwida

Norwid odwrócił się do ściany
ta fraza wyraziła przesyt
nadbiegało tyle słów w teurgii
nieprzekazanych obrazów siostry zakonne
odniosły część apokryfu do źródeł


lecz ogień oddaje spłaca do zera
czy teraz Norwid zobaczyłby wioski
pszczelarzy czarnolas czy tworzyłby
odwrotny język pismo skrótowej
prozy apokalipsy z wielu śmietników


Norwid odwrócił się do ściany
zimno koc pozostały z nim
zasłona rozsuwa się przed oknem
ulice wypuszczają dalej możemy iść
miasto epoka w kieszeni vademecum

28 maja 2007

Numeros babylonios

Leukone przesadzasz lekko obnosząc loki
brąz lub zrudziałe złoto w świetle poranka
tę muzyczną już prawie wartość czy nie słyszysz
hejnału lub też etiudy na trąbkę które poprzedzają
twoje kroki lecz nie teraz pójść nam wbrew

od Tyrrheńskiego Morza nie dochodzi chłód zamglenie

tężejąca ciemność tak wtedy byś była Leukone
rozbłyskiem świateł początek jednej jedynej
uczty nie dobiega więc kresu nasze rozstanie
Leukone...

25 maja 2007

Kolor impresji

tak upływają lata u podstawy leży
jakieś odległe wrażenie ciemna zieleń
impresja szybkiej faktury wtedy nikt
nie przypuszczał że kolor trwale nasączy
mógł to być liść modrzewiowa gałązka

igły rozświetleń trochę odblasku czerwieni
wysoko pnie drzew pozostawiona ławka
w lesie rozbiegało się tyle ścieżek
chciałem u kresu drogi dogonić mgnienie
nie wiem kto postać lub zarys powinny
dać jasną odpowiedź lecz jakie pytanie
umyka mi ta chwila sposób wyrazu
czyli też nadmiar rozłożonej farby

Sokrates - pieśń pierwsza

dopiero Sokrates ukazał credo
przez długą noc lały się strumienie
z dzbanów śnieg nasączał czerwienią
niezmordowanie starannie Sokrates brał
frazę by nie płoszyć

dopiero później nadeszły epoki a myśl
która stała się suchym liściem akantem
ostrą cięciwą pod palcami quia
już wtedy miała wyraźny splot
znaczeń

odrodziła się indziej w trzech słowach
ineptum

24 maja 2007

Eurydike - kamienny kwiat

Eurydike, tylko kilka kroków
ptaki są płoche, uważnie więc stawiaj
stopę w obrotach wymiarów, niech ostro
cięte uskoki, twój posąg, nakładają się
na siebie, trwaj tylko przez tę chwilę

Tam dalej są łąki i rozłogi, kwiat chce
dotknąć pustki w tafli wody, dostrzec 

chce ślad, wiatr odczepia pajęczynę
od kolumn, nikną spękania, a westchnienie
idzie za tobą w mrocznych korytarzach

Nawet gdy cofasz się, te słowa wracają
za tobą, nikt nie powiedział ich, prosty warunek
kanon spojrzenia, posąg, ułamek sekundy wstecz
Eurydike...