które nie śmiem wymówić
nie teraz czy jutro ni później
na weselu ślepcy kulawi chromi
oniemiali od ognia a z boku muzykanci
skupieni nad rysunkiem instrumentów
poprzez zasłony płynie głos
podłoga w wosku w opadającym wolno pyle
w krótkim brzmieniu niknie przed nami
dzbany naczynia blachy drżą
coś urabia to zaklęcie gruntuje omroczenie
sypie się tynk na ścianach rośnie czerń
obrus twardo przylega do desek
nie patrzmy więc na suchy wianek
znak weselnego kręgu
godzina powraca do początku zegar
szeleści... godzina wraca